Co to jest? – zapytałam zdziwiona mojego Partnera rozpościerającego przede mną kawałeczek zielonej siatkowatej materii.
– dziecięce śpiochy?, kabaretki – myślałam intensywnie i nie mogłam „przykleić” dziwnego przedmiotu do niczego, co miałoby sens, a tymbardziej zastosowanie.
Wyraz mojej twarzy musiał być na tyle sugestywny, że sam zaczął opowiadać:
Na targach eko we Włoszech mieszkałem z dwoma Włochami w hotelu, z którymi jeździłem razem na targi i gdy poszedłem na ich stoisko zobaczyłem drzewo!;) Zawieszone były na nim ekologiczne warzywa i owoce w tych właśnie siatkach – powiedział wkładając jabłko pomiędzy dwie siatkowate przestrzenie, które po oddzieleniu okazały się tworzyć zgrabną torbę z wyciętymi u góry uszami zupełnie na kształt siatek jedno i wielorazowych, kształtem przypominających trochę koszulkę Tshirt.
Okey- powiedziałam jak zwykle z dystansem i zaczęłam baczniej przyglądać się przedmiotowi.
Wojtek natomiast jak urodzony sprzedawca rozpoczął monolog, niekończącą się listę zalet śmiesznego, malutkiego, miękkiego produktu trzymanego wciąż w mojej nieustająco zdziwionej dłoni;) Bo mała, poręczna i w kulkę, widzisz, można zwinąć i włożyć do kieszeni, a popatrz nawet do tej malutkiej torebki zmieścisz, a że kolor ładny i wybarwienie super… i jest ich więcej pokazał ulotkę z różnymi, przyznałam, ładnymi kolorami.
Ale to takie małe, wytrzyma wogóle jakiś ciężar? – nadal byłam sceptyczna.
Ha! Popatrz – powiedział pakując w siatkę wszystko, co nawinęło się pod rękę, a ja coraz szerzej otwierałam oczy, bo siatka dosłownie puchła w oczach, a równocześnie odkrywała przede mną pokłady swojej funkcjonalności: pomimo naprawdę dużego już obciążenia i wielkości kilkunastokrotnie zwiększonej, nadal była siatką, nie rozrywała się, nie wrzynała w ręce, była miła w dotyku, lekka, nie licząc zawartości, i ogrooomnie wytrzymała.
I popatrz nożna prać ją w pralce, gdy się wybrudzi – wrzucasz, pierzesz, używasz i jest jak nowa.
No i wpadłam!
Zakochałam się w niej po uszy. Szybko stała się nieodłącznym atrybutem moich zakupów, nie wyobrażam sobie teraz zawartości mojej torebki, plecaka, kieszeni, skutera, czy samochodu – bez applebag.
I wiecie co? Te targi, na których się poznaliśmy, drzewo z owocami… to stąd nazwa
applebag;)
Weźże!
P.S. A może kiedyś On dopisze tą historię widzianą Jego oczami? 🙂